Naszym celem jest pokazywanie osobom, które dowiadują się o chorobie nowotworowej, że raka można pokonać i wrócić do "normalnego" życia, życia pełnego pasji i jednocześnie: - "ocieplać" słowo rak - pokazywać pozytywne aspekty w walce z rakiem - pokazywać, że Ci, którzy podjęli walkę z tą śmiertelną chorobą dziś inaczej cenią życie Samo podjęcie walki znacząco zwiększa szanse na ostateczne wyleczenie, a komuś kto podejmie taką walkę, bardzo trudno jest przegrać. Każda choroba ma dwa aspekty: medyczny i emocjonalny. Niekiedy dużo łatwiej jest pokonać chorobę z punktu medycznego. Nowotwór może być drogą do lepszego życia - życia wewnętrznego. Pragniemy inspirować chorych do walki o własne życie. Tak, aby ta walka stała się celem. Aby osiągnąć zamierzony cel, chory winien: - skonsultować postawioną diagnozę u różnych lekarzy - nabyć podstawową wiedzę o chorobie oraz o roli pacjenta w trakcie leczenia - a nade wszystko powinien zrozumieć, że rak nie oznacza wyroku śmierci. Wspieramy tysiące chorych na raka w ich walce z chorobą poprzez: - powiększanie wspólnoty ludzi chorych na raka w ich walce z chorobą z rakiem - budowanie w nich nadziei i siły do podjęcia walki - angażowanie w działania mające przenieść chorych ze świata szpitalnej psychozy do całkowitego uniezależnienia - pokazywanie najlepszych przykładów zwycięstw nad rakiem.
Obecnie udało się rozszerzyć refundowanie pembrolizumabu z chemioterapią na chorych na zaawansowanego NDRP z ekspresją PD-L1 na mniej niż 50 proc. komórek nowotworowych. Równie ważne jest przesunięcie do pierwszej linii leczenia ozymertynibu dla chorych na EGFR-dodatniego NDRP, co zwiększyło możliwości indywidualizacji terapii.
21 września, dzień 203. Wpis nr 192 | Robiłem sobie ostatnio dla sportu screening telewizyjny. U mnie polega on na tym, że w porze wieczornych wiadomości przerzucam kanały głównych telewizji i przełączam się, jak tylko przyłapię któryś z przekaziorów na kłamstwie lub manipulacji. Zazwyczaj kończy się to sprintem po kanałach, od którego boli kciuk. Natrafiłem ostatnio na coś co mnie przytrzymało, ale szybko zniknęło. Był to miesięczny wykaz tzw. zielonych kart DILO wydawanych w tym roku. Karty DILO to karty szybkiego dostępu do ścieżki onkologicznej dla rakowych pacjentów. Przesuwają na czoło kolejki, recepty za darmo, skrócony (oczywiście teoretycznie) dostęp do diagnostyki. Karty te są probierzem wykrywalności raka i zajęcia się nim przez służbę zdrowia. Zaszokowało mnie w tej liście (i dziennikarza także) gwałtowny spadek liczby wydanych kart od czasu koronawirusa. Nie zdążyłem spisać tego z ekranu, ale wychodziły tam spadki po 50% miesięcznie w stosunku do czasów przedkowidowych. Zacząłem grzebać i po pierwsze okazało się, że ani u Ministerstwa Zdrowia, ani w NFZ (jakaś przedpotopowa strona, głównie z obwieszczeniami prezesa), ani na stronach rządowych nie mogłem znaleźć tych statystyk. W paru źródłach potwierdziło się, że wydano od marca do maja od 25 do 38% „zielonych kart” mniej. Co to oznacza w liczbach? Ano nie leczy się onkologicznie ponad ludzi chorych na raka (tylko z okresu marzec-maj). Czyli co najmniej tylu ludzi (ale od czerwca do września minęło dodatkowo 4 miesiące) chodzi po kraju i nie wie, że ma raka. Umrze z nich ponad bo rak w Polsce ma śmiertelną „skuteczność” na poziomie 10%. Ale to jest stosunek chorych od wielu lat do zmarłych w danym roku. W średnim roku zachorowuje około a umiera To znaczy wśród rakowców jedna dziesiąta chorych umrze w danym roku, zaś wśród zdiagnozowanych co drugi dożyje jeszcze co najmniej 5 lat po wykryciu raka. Czyli co drugi z naszych niezdiagnozowanych nie przeżyje pięciu lat. Ale to nie tylko to: wykonano o 30% mniej świadczeń wobec pacjentów z ostrymi zespołami ciśnieniowymi serca, odłożono 40% operacji onkologicznych. Efekty tych zaniechań przyjdą rozłożone w czasie i będą kwalifikowane według specyfiki zgonów (serce, rak itd.). W rzeczywistości wszyscy wymienieni będą ofiarami koronawirusa z powodu spóźnionej lub w ogóle nieodbytej diagnozy. Będą to „nasze” winy, bo wynikające z decyzji ludzi, nie zabójczego wirusa: przerzucenia uwagi służby zdrowia z leczenia ogólnego na kowid. Jaki jest sens z takimi priorytetami, skoro dziennie umiera na koronawirusa z 10 osób a na raka 20-30 razy tyle? W dodatku nie wiadomo jak leczyć kowida, a z rakiem to wszystko mówi, że można – a decyduje o tym wczesne jego wykrycie. A tu spadek wykrycia o 20-30% procent. Fundowany przez system. Są trzy możliwe powody tego stanu rzeczy. Pierwszy – oczywiście teoretyczny – to taki, że kowid… zabija raka. No bo skoro jak się tylko pojawił, to od razu spadła ilość wydawanych kart onkologicznych, czyli zdiagnozowanego nowotworu. To oczywiście absurd, ale przypominam tę korelację dla logicznej perspektywy. Kolejne dwa powody są rzeczywiste i łączne. Pierwszy to taki, że ludzie po prostu boją się w kowidzie chodzić do lekarza, bo tam złapią wirusa (około 30% zakażeń to tam). W związku z tym nie dają sobie szans na wykrycie raka. Ale jak mają sobie dać szansę? Przez telefon, w ramach teleporady? Drugi możliwy powód to organizacja służby zdrowia. Ta nastawiła się na łowienie kaszlących i oddzielanie ich od tych pozytywnych koronawirusowo. Do szpitali nie przyjmą jak nie przejdziesz testów. Jak się zgłosisz to odeślą. Pełno tego w mediach, że służba zdrowia jest skoronowirusowana. Mamy szpitale jednoimienne, a te wieloimienne, albo innoimienne się dopiero rozkręcają. Tak samo jak diagnostyka. Można powiedzieć, że czynnik drugi – panika społeczna – jest taki, że ludzie sami sobie winni. Napotkać można w mediach lekarzy, co to pomstują na spanikowanych pacjentów, że robią błąd bojąc się korony w szpitalach i przychodniach. Ale ci sami lekarze codziennie straszą, szczególnie grupy najbardziej podatne na raka, że jak nie założysz maski w tramwaju/sklepie/domu/samochodzie to sam padniesz i zakazisz innych. To jak jest, pany? Z jednej strony głupie babcie się nie zgłaszają, a z drugiej dziadka w kajdanki i twarzą na glebę na przystanku, bo nie ma maski? To są prawdziwe ofiary koronawirusa. Najgorzej, że mimo swej masy (wielokrotnie przekraczającej ofiary korony) będą dla publiczności niewidoczne. Rak jest banalnie niemodny, nie wywołuje strachu, bo trwa od lat, w mediach – nieobecny, nie można się nim zakazić i wiadomo, że prędzej czy później trzeba na coś umrzeć. Co innego koronawirus – modny, nowy, wzbudza niepewność i strach, bo – tak mówią wszędzie – można się od niego ustrzec, a zbija tak jak widać w telewizji. Dlatego trzeba sobie i innym zafundować distancing, maseczking i lockdawning. Kto policzy ofiary niezdiagnozowanego raka z powodu przestawienia służby zdrowia na naszego nowego epidemiologicznego celebrytę? Nawet jak ktoś znajdzie jakąś korelację to wyjdzie ona za parę miesięcy, rozłożona w czasie, bo niezdiagnozowani nie umrą za dwa tygodnie. A jak umrą – proszę bardzo. Przecież to rak piersi czy prostaty był. To, że trzeba łazić w tych maseczkach to pikuś, to, że zaduszono gospodarkę to już jest coś. Ale to, że skazano tysiące ludzi na śmierć z powodu zmiany priorytetów służby zdrowia, to tego nie można zapomnieć. Jeżeli w ogóle ktoś to będzie chciał pamiętać. Jerzy Karwelis Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy. Źródło:
Po latach walki z paleniem tytoniu uzyskano mniejszą zachorowalność na raka płuca, choć oczywiście wciąż jest ona bardzo duża. Jest nadzieją dla tych śmiertelnie chorych ludzi
2. Zdrowe owoce dla chorych na raka. Pomarańcze są bogate w witaminę C. Witaminy i błonnik znajdujemy w bananach, kiwi, brzoskwiniach, mango, gruszkach i truskawkach. Pokarmy energetyczne obejmują awokado, guawę, morele, figi, suszone śliwki i rodzynki. 3. Idealne warzywo Pokarmy dla chorych na raka
Rak płuca. To się leczy to stała sekcja edukacyjna Fundacji, powstała z myślą o potrzebach chorych na raka płuca w Polsce. Kluczowe cele naszych działań to: edukacja pacjentów i ich bliskich, pomoc i wsparcie informacyjne, psychologiczne i żywieniowe, rzecznictwo na rzecz propacjenckich rozwiązań systemowych oraz rzetelna informacja zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.
Jeśli chodzi o zachorowalność na nowotwory u mężczyzn i kobiet, rak płuca zajmuje niechlubne drugie miejsce. Niestety, plasuje się natomiast na pierwszym miejscu jako przyczyna zgonu chorych na nowotwory. A przecież sami możemy mu zapobiegać. Głównym, dobrze udokumentowanym badaniami czynnikiem ryzyka raka płuc jest palenie tytoniu, wystarczy więc przestać palić oraz unikaćDieta podczas radioterapii powinna być dostosowana do indywidualnych wymagań chorego i powinna uwzględniać indywidualną tolerancję potraw. Zaleca się, aby posiłki podczas radioterapii były lekkostrawne (np. gotowane na parze, w wodzie) oraz zawierały większe ilości pełnowartościowego białka, którego źródłem są chude ryby XL6hr.